niedziela, 16 czerwca 2013

Chapter Two

- Halo?? Niech się pani obudzi! Kurde... przepraszam!! Zaraz lądujemy!! - usłyszałam nad sobą lekko zdenerwowany głos i rozpoznałam chłopaka, który siedział obok mnie. Gdy wylatywaliśmy z Paryża spytał mnie, czy mam drugie słuchawki i na tym skończyła się nasza rozmowa. Wtedy mówił do mnie pięknym francuskim, teraz jego głos wpasował się w angielski z wyraźnie londyńskim akcentem. Chłopak, a właściwie mężczyzna, miał krótkie, jasne włosy i zniewalające zielone oczy. Nie był bardzo wysoki, ale nie należał też do krasnali. Kiedy tylko zobaczył, że otwieram oczy uśmiechnął się do mnie z wyraźną ulgą wymalowaną na twarzy, pokazując przy tym rząd idealnie równych i białych zębów. Przyjrzałam mu się dokładnie, na co on lekko się speszył. No tak, przecież jest dla mnie zupełnie obcy, a ja wpatruję się w niego jak nienormalna... nie dziwi mnie, że tak zareagował. Pokiwałam do niego głową i się uśmiechnęłam. Już po kilkunastu minutach  stałam na płycie lotniska Heathrow w Londynie i wypatrywałam mojej mamy. Kiedy  w końcu wypatrzyłam ją w tłumie, nie mogłam powstrzymać łez. Może i nie była idealna, może i zostawiła nas, gdy miałam 12 lat, ale... nadal była moją mamą. Miała te same długie ciemne loki, piwne oczy i szczery uśmiech. Dawno nie widziałam jej tak szczęśliwej  Chwilę zastanowiłam się dlaczego tak bardzo odmłodniałam, ale nie musiałam długo myśleć, gdyż powód pojawił się obok niej i muszę przyznać, ze był przystojny, nawet jak na czterdzieści kilka lat. Miał około 180 cm wzrostu, był dosyć dobrze zbudowany, jego krótkie, jasne włosy schowane były pod czarnym kapeluszem, a oczy patrzyły czujnie zza ciemnych okularów. Moja mama uśmiechnęłam się na mój widok i szturchnęła tajemniczego faceta w ramię. Ja nie mogłam się uśmiechać. Tak szybko udało jej się zastąpić tatę, a jego nagła śmierć najwyraźniej nie zrobiła na niej wrażenia. Była w ognistoczerwonej sukience, czarnych szpilkach i żakiecie tego samego koloru, podczas gdy ja już od kilku tygodni nie miałam na sobie nic w kolorze innym niż czerń, granat, szarość, brąz i ciemna zieleń. Po prostu nie czułam się na siłach. Nosiłam żałobę i nie miałam zamiaru rezygnować z niej jeszcze przez dobrych kilka miesięcy. Dzisiaj mój strój wyglądał TAK.Blady uśmiech rozjaśnił moją twarz dopiero w momencie kiedy zobaczyłam mojego brata. Postanowił on zamieszkać z mamą, w Anglii zamierzał studiować zanim jeszcze rodzice się rozstali, więc pojechał tam razem z nią. Uśmiech zszedł  z mojej twarzy kiedy mój wzrok padł na dziecko prowadzone przez Josha. Chłopczyk miał około 3 lat i przyznaję - był śliczny. Nie mógł jednak być dzieckiem mojego brata, bo by mnie o tym poinformował, więc... to dziecko mamy i tego faceta! Uspokoiłam moje walące serce i podeszłam do nich.
- Mamo... - powiedziałam wzdychając, nie wiedziałam czego mam się spodziewać, nasze rozmowy już od dawna nie były normalne - Wyjaśnisz mi to? - spytałam w końcu.
- Co mam Ci wyjaśniać? - odparła lekko opryskliwie.
- No nie wiem... nie sądzisz, że powinnaś mnie poinformować o tym, że masz drugiego syna? - spytałam spokojnie, ze zrezygnowaniem. Nasze relacje były gorzej niż złe. Ich właściwie wcale nie było.
- Ale po co Ci ta informacja? Nie wystarczająco jasno dałam Ci do zrozumienia, że jestem wolnym człowiekiem i z niczego nie muszę Ci się tłumaczyć? - odetchnęłam głęboko i zaśmiałam się pod nosem.
- Witam, jestem Angel, miło mi pana poznać - zwróciłam się do prawdopodobnego ojczyma.
- Emm... Witaj, jestem Roger - powiedział mężczyzna i uścisnął rękę, którą wcześniej wyciągnęłam.
- A kim jest ten maluch?? - wróciłam się z uśmiechem do chłopczyka i ukucnęłam obok niego.
- Jestem Alex i wcale nie jestem mały! Mam już 4 lata! - odparł chłopiec.
-Aaaa... no to jesteś już duży facet, ja jestem Angel, ale przyjaciele mówią do mnie Angie - powiedziałam.
- A ja jestem twoim przyjacielem??- spytał.
- A chciałbyś być?? Bo ja chciałabym, żebyś ty był moim przyjacielem.
- Ja też!
- To jesteśmy przyjaciółmi?
- Tak! I musisz wziąć mnie na rączki - oznajmił mały z szerokim uśmiechem.
- Skoro muszę... - zażartowałam biorąc go na ręce - Tak jest okej?? - spytałam, na co on zadowolony kiwnął głową i się do mnie przytulił.
- Zanim ty się pojawiłaś, to mnie lubił najbardziej! - jęknął Josh. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Muszę przyznać, że urósł. Już nie był tym 15-letnim chłopakiem, który opuszczał Paryż i płakał razem ze mną. Był dorosłym mężczyzną. Bardzo urósł, przewyższał mnie o prawie dwie głowy i miał zarost! Mój malutki braciszek miał zarost!
- Co siostra? Zmieniłem się, nie? - zaśmiał się.
- Ja... ty... WOW - odparłam tylko i nadal się w niego wgapiałam.



No i drugi rozdział :) Przepraszam, że dopiero po tygodniu, ale wiecie, koniec roku szkolnego ... Jeśli skomentujecie, to wstawię następny rozdział duuużo szybciej, może nawet jutro :) Ale wszystko zależy od Was ;) Mam też małą prośbę, w miarę możliwości rozgłaszajcie mojego bloga :) Oczywiście to nie jest jakaś desperacja, tylko sugestia :) No i to by było na tyle z mojego ględzenia... mam nadzieję, że rozdział się podoba :)
~voldzio

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz